Naprawa sprzęgła w VW T3, czyli dlaczego „człowiek człowiekowi… człowiekiem”

 

 

Autostradowy korek


– Cholera nie mam sprzęgła – krzyknąłem. No dobra… zamiast „cholera” padło bardziej sakramentalne słowo, którego Wam jednak oszczędzę…

Wysiadamy!
Na zewnątrz panował upał jakich mało, a my od trzydziestu minut staliśmy w gigantycznym korku na niemieckiej autostradzie. Kilkanaście minut wcześniej w tym samym korku obok nas stanęła ciężarówka, z której kabiny wysunęła się uśmiechnięta głowa i krzyknęła „Cześć!”. Spotkaliśmy Polaka, który również kocha takie busy jak nasz. Po wymianie kilku zdań spytał kto w naszej ekipie jest mechanikiem. Z uśmiechem od ucha do ucha odpowiedzieliśmy „Nikt!”. W duchu pomyślałem „Ha! Wszyscy mówili, że bus się popsuje po drodze, a my udowodnimy że te maszyny są nie do zdarcia!”. Ach jaki byłem naiwny… Nasz rozmówca chwycił się za głowę i z niedowierzaniem w głosie życzył nam powodzenia. Nie długo musieliśmy czekać na zburzenie mojej idealistycznej wizji dojechania na Gibralatar bezawaryjnie… 

 

Sprzęgło

Nie mam sprzęgła! Bus się popsuł! Wysiadamy – stanowczo poinformowałem resztę załogi jeszcze raz. 
Wytoczyliśmy się z busa i powoli zepchnęliśmy go na pobocze ku ogromnemu zdziwieniu obserwujących nas Niemców. Gestykulując uspokoiliśmy gapiów zza szyb klimatyzowanych Mercedesów, Volkswagenów i Audi. Z perspektywy czasu stwierdzam, że musieli mieć niezłe widowisko. Banda sześciu młodych osób wysiada z kolorowego i starego busa na środku autostrady, w trzydsiesto-stopniowym upale spycha auto na bok i próbuje je naprawić. Generalnie – niezły cyrk.  Szybko założyliśmy kamizelki odblaskowe bo nasłuchaliśmy się w Polsce jak to niemiecka policja potrafi być restrykcyjna. 
– Lewarek, koziołek, duża i mała skrzynka narzędziowa – krzyknąłem. Po obejrzeniu obrażeń busa  zdiagnozowaliśmy problem. Pęknięty przewód doprowadzający płyn do sprzęgła…
Po kilku chwilach namysłu, stwierdziliśmy, że pęknięcie zakleimy taśmą… No własnie – taka była nasza wiedza mechaniczna. Aż wstyd to pisać… Oczywiście szybko okazało się, że nasz patent jest tak dobry jak przepustowość remontowanej autostrady! To znaczy, do dupy! Postanowiliśmy się ewakuować z tego piekła. Wszędzie krążyły lawety i radiowozy. Oczami wyobraźni widzieliśmy jak za kilka minut podjeżdża radiowóz, policjanci nas zgarniają, pakują Bogdana na lawetę, wysyłają Go na złomowisko, tam Bogdan jest zgniatany przez wielkie szczypce jak na filmach, my trafiamy za pancerne niemieckie kraty a gazety piszą „Turyści z Polski próbowali zdezintegrować niemiecką komunikację autostradową”. Okej, może mnie poniosło, ale ogólnie: byliśmy przerażeni i chcieliśmy uciekać. Pytanie jak?

 

Ewakuacja

Uwierzycie, że bus zepsuł się akurat przy wjeździe na autostradę? Kto miałby tyle szczęścia jak nie my? Problem w tym, że zjazd znajdował się kilkadziesiąt metrów wcześniej a na poboczu za nami stał wielki znak sygnalizacyjny. Paweł podjął wyzwanie. Cofnął się i podszedł do pewnego tirowca. Poprosił aby ten wstrzymał się z jechaniem do przodu i przez to zatrzymał ruch na swoim pasie, tak abyśmy mogli ominąć znak i wypchać busa. Paweł mógł wpisać nowe doświadczenie do swojego CV – kierowanie ruchem na niemieckiej autostradzie!
Po kilkunastu minutach udało się. Wypchaliśmy busa zjazdem z autostrady i po raz kolejny uśmiechnęło się do nas szczęście. Kilkadziesiąt metrów za zjazdem znajdowała się wielka stacja benzynowa z parkingiem dla ciężarówek, gdzie dopchaliśmy busa. Wysiadłem zza kierownicy, zatrzasnąłem z hukiem drzwi i usiadłem na krawężniku. Byłem załamany… 

 

Próby

Po krótkiej chwili zwątpienia i odpoczynku na twardym krawężniku postanowiłem podjąć próby rozwiązania tej niewygodnej sytuacji. Obojętnym krokiem poszedłem na stację, w której po angielsku spytałem o mechanika w okolicy. Nikt z obsługi nie znał angielskiego… Wróciłem z translatorem Internetowym, ale niestety i to na niewiele się zdało. Zaczęliśmy przekonywać się, że na zachodzie faktycznie nie mówi się po angielsku. 
Wróciłem do busa i po kilku chwilach rozmyślania, przy wjeździe na stację pojawiła się nadzieja. Naszym oczom ukazał się kolorowy Volkswagen T3. Pomyślałem, że kto inny może nam pomóc jak nie właściciele takiego samego busa jak nasz?! Bus zaparkował obok nas a ze środka wychyliła się para młodych Niemców. Niestety i Oni kiepsko rozmawiali po angielsku. Sympatyczna Niemka na migi powiedziała nam, że spróbuje porozmawiać z Panem z ADAC – to takie niemieckie Assistace.
Żółtych wozów ADAC na naszej ukochanej stacji benzynowej było kilka! Jak się okazało również nowsze samochody padały jak muchy na pobliskiej autostradzie. Obok nas zaparkowali nawet Polacy z popsutym Audi. Myśl, że nie jesteśmy jedyni dodawała nam trochę otuchy. Po kilku chwilach podjechało do nas ADAC. Tym razem spotkało nas zdziwienie. Pan wysiadający z żółtego wozu doskonale rozmawiał po angielsku i postanowił nam pomóc za darmo. Opowiedzieliśmy jaki mamy problem i przystąpiliśmy do działania. 

 

Próby naprawy naszego VW T3

Usterka polegała na pęknięciu plastikowego połączenia jednego przewodu z drugim. Jak się później okazało takie plastikowe połączenie jest przeznaczone do przewodów powietrznych – a nie olejowych! Plastik po prostu nie wytrzymał ciśnienia panującego w przewodzie.
Początkowo próbowaliśmy pomiędzy jeden i drugi przewód wprowadzić metolową rurkę. Niestety problemem była różnica średnic przewodów. Metalowy łącznik pasował do jednego przewodu, niestety do drugiego już nie. Drugi pomysł to połączenie przewodów za pomocą metalowej obudowy długopisu. Pomysł mimo że dobry, po raz kolejny niewykonalny – różnica średnic. Choć cały czas walczyliśmy o sprawność naszego Bogdana powoli zaczynała przygasać we mnie nadzieja.
O problemie poinformowaliśmy nasze rodziny, zaprzyjaźnionych mechaników i pasjonatów VW T3 z Polski. Wszyscy próbowaliśmy rozwiązać problem – cały czas bezskutecznie.

 

Assistance

Posunęliśmy się do dramatycznego kroku. Postanowiliśmy zadzwonić od naszego ubezpieczyciela (PZU), gdzie wykupiliśmy rozszerzony pakiet Assistance. Zrobiliśmy to tylko w ramach zorientowania się, czy byłaby szansa na lawetę. Okazało się, że gdybyśmy chcieli na nią czekać zapewne zapuścilibyśmy korzenie, a bus obrósłby mchem. Laweta nie przyjechałaby wcale! Przesympatyczna Pani z PZU z radością w głosie oznajmiła nam, że wykupiony przez nas za dodatkowe 300 zł rozszerzony pakiet Assistance nas nie obowiązuje! Bo bus jest starszy niż 7 lat i zarejestrowany na więcej niż 5 osób. Po tej rozmowie padły jeszcze bardziej sakramentalne słowa niż w momencie odkrycia usterki sprzęgła. Wiedzieliśmy jedno – jesteśmy zdani na siebie…

 

Polscy kierowcy ciężarówek

W międzyczasie naszej walki z przewodem i ubezpieczycielem Paweł postanowił się przejść. Jakże dobra była to decyzja! W pewnym momencie przyprowadził nam kilku rosłych mężczyzn, którzy stanęli nad nami i spytali co się stało. W kilku słowach wyjaśniliśmy skąd jesteśmy i co tu robimy. Jak się później okazało byli kierowcami polskich ciężarówek. Panowie z uśmiechem na twarzy powiedzieli, że mogą nam pomóc, zwłaszcza że jeden z nich jest z zawodu mechanikiem samochodów ciężarowych! Tchnęła w nas nowa nadzieja. Pomyśleliśmy, że jednak może się udać. Podjęliśmy kilka prób, niestety każda z nich była nieudana. Mimo, że udało się nam połączyć przewody, układu nie dało się odpowietrzyć, przez co sprzęgło się nie dociskało. Dzień zbliżał się ku końcowi, a my pożegnaliśmy naszych niemieckich przyjaciół z busa i z ADAC. Postanowiliśmy zakończyć próby, kiedy zrobiło się już całkiem ciemno. W podłym nastroju i cały umazany olejem poszedłem skorzystać z prysznica na stacji. Mieliśmy szczęście, że zatrzymaliśmy się akurat tutaj. Na trawniku w pobliżu rozbiliśmy namioty, gdzie część ekipy poszła spać. My zostaliśmy na noc w busie. Zasnąłem pełen obaw i niepewności. Czy uda się nam naprawić busa i ruszyć dalej? Czy ta wielka przygoda, na którą pracowaliśmy tak długo ma skończyć się tak wcześnie?

 

Nowy dzień, nowa nadzieja

Dzień rozpoczął się dość wcześnie. Nie rozmawialiśmy o busie. Unikaliśmy tego tematu. Rozłożyliśmy krzesła, stolik i zjedliśmy śniadanie, w trakcie którego przyszedł do nas pewien Pan. Pochodził z Ukrainy i prowadził firmę transportową o nazwie „Bogdan”. Powiedział, że pomoże nam z busem gdy zjemy śniadanie. Miałem dobre przeczucia. W końcu Jego firma nazywała się tak jak nasz bus! To musiało coś oznaczać.
Sprawdziliśmy trzy różne rozwiązania. Mówią, że do trzech razy sztuka i tak było tym razem! W końcu po kilkunastu godzinach prób nasz bus odzyskał sprzęgło! Mogliśmy wrzucać biegi. Postanowiliśmy przejechać busem w miejsce gdzie były zaparkowane ciężarówki naszych wybawicieli i zrobić sobie wspólne zdjęcie. Już mieliśmy parkować, gdy nagle… bus zgasł. Nasza radość była przedwczesna… Rozwiązanie które zastosowaliśmy działało przez kilka minut
Mimo tej porażki nie poddaliśmy i szybko wróciliśmy na nasz „warsztat parkingowy”. Kolejna godzina przyniosła efekt, który sprawdza się do dziś. Jeden z przewodów usunęliśmy całkowicie, drugi naciągnęliśmy, a jego końcówkę rozgrzaliśmy wrzątkiem, dzięki czemu średnica powiększyła się i mogliśmy nałożyć ją na wysprzęglnik. Nauka fizyki zawsze przychodziła mi z trudem. Teraz wiem, że warto ten trud podejmować! 

Więcej szczęścia niż rozumu

Zdecydowanie można powiedzieć, że w tej całej sytuacji mieliśmy więcej szczęścia niż rozumu. Z drugiej jednak strony już w trakcie naszych poprzednich podróży nauczyliśmy się, że „człowiek dla człowieka… człowiekiem„. Zwłaszcza w podróży! Doskonale wiedzieliśmy, że z każdej trudnej sytuacji musi być jakieś wyjście. Że w tych najtrudniejszych chwilach zwątpienia, zawsze znajdzie się dobry człowiek, który pomoże. Wtedy kiedy zrezygnowany siedziałem na krawężniku przy busie, wiedziałem że za jakiś czas znowu będę siedział za kierownicą busa i jechał przed siebie. Nie wiedziałem tylko za ile godzin się to stanie i w jaki sposób do tego doprowadzimy. Te niewiadome są najbardziej pociągające w podróżowaniu i stanowią jego sens. A odkrywanie dobra drugiego człowieka to wielka wartość i coś pięknego… O przygodach związanych z tym odkrywaniem piszemy w zakładce „Opowieści
Dumnie wyjechaliśmy ze stacji. Znowu byliśmy w podróży… Gotowi na kolejne doświadczenia, które postawi przed nami droga!


Jeśli masz jakieś pytania dotyczące powyższej naprawy lub całej sytuacji, napisz w komentarzu. Odpowiemy najszybciej jak umiemy! 🙂 


Mikołaj Gajda

Studiuję zarządzanie na Uniwersytecie Gdańskim. Chyba jestem niepoprawnym marzycielem, który próbuje realizować dziesiątki swoich planów i potrafi wiele dla nich poświęcić. Czasami boję się swoich marzeń i pomysłów. Uwielbiam film zarówno z perspektywy widza jak i za kamerą. Nie wyobrażam sobie życia bez podróżowania i odkrywania „nowego”.